Instax mini LiPlay – aparat natychmiastowy i drukarka w jednym
Informacje o śmierci fotografii analogowej są mocno przesadzone, choć obecnie ma ona trochę inną twarz niż przed rozpoczęciem ery fotografii cyfrowej. Ma twarz Instaksa. Tych małych aparatów natychmiastowych sprzedało się do tej pory ponad 40 milionów i ich kolejne modele mają podtrzymać zainteresowanie wywoływaniem zdjęć na „polaroidowych” odbitkach wielkości karty płatniczej.
Ich kolejne modele są też coraz mniej analogowe i na rynek trafia coraz więcej Instaksów z cyfrową matrycą fotograficzną. Najnowszy z nich to Instax mini LiPlay, w praktyce będący krzyżówką Instaksa mini z... drukarką Instax Share.
Pomysł na aparat Instax z cyfrową matrycą nie jest nowy. Wcześniej w ofercie Fujifilm pojawił się chociażby Instax SQ10 i Instax SQ20. Jednak chyba właśnie Instax mini LiPlay ma szanse trafić w upodobania największego grona odbiorców. Po pierwsze dlatego, że jest najmniejszy z nich (i jest to najmniejszy Instax w ogóle) – waży 255 g, czyli o ponad 100 g mniej niż Instax SQ20, a to już spora różnica i jest to pierwszy Instax, o którym można powiedzieć (choć z lekko przymkniętym okiem), że jest kieszonkowy. Choć może lepszym określeniem jest „torebkowy” ;)
Po drugie dlatego, że Instax mini LiPlay, po połączeniu ze smartfonem, może pełnić rolę drukarki zdjęć wykonanych smartfonem, czego nie potrafi żaden dotychczasowy Instax z cyfrową matrycą. Wcześniej aby mieć Instaksa i móc drukować zdjęcia z telefonu trzeba było mieć dwa urządzenia. Teraz wystarczy jedno. Choć trzeba zaznaczyć, że Instax mini LiPlay nie jest w stanie w pełni zastąpić drukarkę Instax Share SP-2, ponieważ tego aparatu (w przeciwieństwie do drukarki) nie da się połączyć bezpośrednio z bezlusterkowcami Fujifilm (zawsze pozostaje opcja przesłania zdjęć z aparatu na telefon i z telefonu do wydruku).
Oprócz tego nowy Instax ma trochę jaśniejszy obiektyw niż inne hybrydowe Instaksy (F/2.0), a także... wbudowany mikrofon, dzięki którem można zapisywać 10-sekundowe nagrania dźwiękowe dołączane do zdjęć. Później można je odtworzyć w aparacie, w aplikacji smartfonowej, lub wygenerować kod QR dołączany do zdjęcia, po zeskanowaniu którego zdjęcie i dołączony do niego klip audio trafiają wyświetla/odtwarza się w przeglądarce internetowej. Ciekawe dodatki, ale jednak myślimy, że dla większości osób największym magnesem będzie jednak zmniejszona masa, funkcja drukarki i ewentualnie dodatkowe ramki i filtry dodawane w czasie obróbki wykonanych zdjęć. Szkoda tylko, że w czasie krótkich testów tego modelu okazało się, że matryca cyfrowa nadal nie jest najwyższych lotów, przez co łatwo o przepalenia na zdjęciach (może jakiś automatyczny tryb HDR w następnym hybrydowym Instaksie?), ale w zdecydowanej większości sytuacji zupełnie to nie przeszkadza.
Instax mini LiPlay trafi do polskich sklepów 14. czerwca i ma kosztować około 750 złotych. Oznacza to, że jest to najtańszy hybrydowy Instax. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę to, że drukarka Instax Share SP-2 wywołująca zdjęcia ze smartfona na wkładach Instax mini kosztuje ponad 500 złotych, to cena zdaje się być rozsądna.