Co dalej z Windows 10? Czy mamy do czynienia z ostatnią wersją systemu?
Microsoft zakończył już wsparcie dla wszystkich wersji Windows XP. Niedługo to samo stanie się z Windows 7. Co dalej? Jak firma zamierza poprowadzić swój obecny system operacyjny? Czy mamy oczekiwać jakiegoś „Windows 11” czy raczej będziemy dostawać kolejne aktualizacje do dziesiątki?
Właśnie zakończyła się pewna epoka. Microsoft ostatecznie postanowił uśmiercić Windows XP. Oczywiście chodzi tu o wsparcie dla np. Windows Embedded 2009 POSReady. Warto bowiem pamiętać, że kliencka wersja systemu poszła do grobu już pięć lat temu. Microsoft w kwietniu 2014 roku wstrzymał wydawanie aktualizacji do tamtego systemu. Teraz zaś zakończono wsparcie dla Windows Embedded 2009 POSReady i wydano ostatnie aktualizacje do tej wersji systemu.
Następny w kolejce jest Windows 7, choć tu sprawa nie jest taka prosta. Dlaczego? Otóż na tym systemie wciąż pracuje kilkaset milionów komputerów na całym świecie. Mimo to firma zamierza zakończyć wsparcie dla lubianej siódemki na początku przyszłego roku. Microsoft ma jednak rozwiązanie, które pomoże przede wszystkim przedsiębiorstwom i instytucjom publicznym wciąż korzystającym z Windows 7. Chodzi oczywiście o płatne wsparcie dla licencji na siódemkę w wersji Enterprise czy Pro (trzeba będzie zapłacić za nie odpowiednio 25 i 50 dolarów). W kolejnych latach po zakończeniu oficjalnego wsparcia ceny te mają rosnąć. Siłą rzeczy jest to mało delikatna sugestia, by ludzie wreszcie przesiedli się na Windows 10. No chyba, że ktoś bardzo lubi płacić za wsparcie.
W świetle tego wszystkiego pozostaje więc pytanie – co dalej? Jak Microsoft zamierza rozegrać sytuację z póki co najnowszym systemem operacyjnym, czyli dziesiątką?
W przypadku Windowsa mamy tak naprawdę, po obcięciu różnych luźnych myśli, dwa wyjścia. Albo Microsoft zrobi nową wersję, albo jej nie zrobi. Jeśli miałby się pojawić na rynku kolejny duży Windows, to prawdopodobnie nastąpiłoby to nie wcześniej niż za dwa lata. Wszystko przez cykl produkcyjny kolejnych łatek i aktualizacji. Zespół pracujący nad kolejnymi wersjami Windowsa nazwy kodowe bierze z układu okresowego pierwiastków. Obecna nazwa to „Titanium” (dla wersji 19H1), kolejna aktualizacja będzie więc „Vanadium”, zaś w okolicach 2020 roku być może powstanie kolejny Windows, który będzie miał nazwę… „Chromium”. To zabawny zbieg okoliczności, wziąwszy pod uwagę to, że Microsoft pracuje teraz nad przeglądarką Edge na silniku Chromium (czyli tym, który napędza Google Chrome).
Są to tylko luźne spekulacje i co najwyżej myślenie życzeniowe ludzi, którzy chcieliby dostać kolejny, zupełnie świeży system operacyjny od Microsoftu. Znacznie bardziej prawdopodobne jest jednak, że Windows 10 będzie rozwijany w półrocznym cyklu, tj. na wiosnę i jesień będą ukazywać się kolejne duże aktualizacje.
Co za tym przemawia? No cóż, sami ludzie z Microsoftu, którzy przebąkują o tym, jak to Windows 10 miałby być ostatnią wypuszczaną pudełkowo wersją systemu operacyjnego. Obecnie Windows 10 przechodzi z systemu „osobne wydawnictwo” na „system jako usługa”. Podobnie jak np. gry elektroniczne, które rozwijane są przez kilka lat, tak i w tym przypadku oficjele z Microsoftu chcą, by system był rozwijany przez różne aktualizacje przez najbliższe lata.
Rodzi się oczywiście pytanie czy „Windows jako usługa” będzie jakoś dodatkowo płatny. Warto jednak pamiętać, że półroczny cykl dużych aktualizacji ma już kilka lat, a jak na razie firma ani razu nie zażądała dodatkowych pieniędzy za swój system operacyjny. Pozostaje więc mieć nadzieję, że to się nie zmieni, choć trudno tu wtedy mówić o efektywnym modelu biznesowym. Z drugiej strony, coraz częściej wspomina się o różnych nowych formatach reklamowych w Windows, więc być może za 2-3 lata nasz system będzie też zawalonyróżnymi reklamami.
Trudno obecnie wyrokować stanowczo na temat przyszłości Windowsa czy ogółem: systemu operacyjnego Microsoftu. Raczej jednak trudno byłoby spodziewać się, że firma wypuści zupełnie nowy system. Bardziej prawdopodobne wydaje się to, że Microsoft będzie dwa razy do roku (H1/H2) wypuszczał kolejne większe aktualizacje tak, jak robił to do tej pory. Dzięki nim bowiem mamy np. coraz bardziej ulepszanego Edge (z którego i tak mało kto korzysta), takie dodatki jak nowe motywy czy choćby Painta 3D. Mniejsza bowiem o łatki zabezpieczeniowe – i na polu aplikacji oraz różnych funkcji zostało do zrobienia jeszcze całkiem sporo. Za usługą przemawia jeszcze jedno: ogólne wzornictwo Windows 10 się nie zmienia, więc od lat jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego standardu, w obrębie którego zmieniają się tylko szczegóły. Aby zmienił się Windows jako taki, musiałaby też zrewolujonizować się i architektura komputerów. To jednak nie nastąpi zbyt szybko.