Od zera do rynkowego lidera. Huawei przez lata szukał pomysłu na własny smartfon. Ostatnie flagowce pokazują, że w końcu go znalazł
Mija 10 lat od wydania przez Huawei swojego pierwszego smartfonu opartego na Androidzie. Teraz Chińczycy szykują się do premiery modelu P30, na którego czeka cała rzesza fanów. Przez dekadę zmieniło się naprawdę sporo. Równie wiele energii potrzebne było na to, by firma wskoczyła do absolutnej czołówki producentów smartfonów.
Co ciekawe, Huawei wcale nie jest firmą bardzo starą. Podbój mobilnego rynku zaczęła dość późno. Choć powstała w roku 1987, to swoje pierwsze telefony wydała dopiero na początku XXI wieku. Jak pamiętamy - w tamtym czasie rządziły przede wszystkim Nokia, Siemens czy Sony Ericsson. Chińskiej firmie trudno było się zatem przebić do świadomości globalnego konsumenta. Nie wspominając, że wszystko co chińskie, w tamtym okresie kojarzyło się z “tanim badziewiem”. Sporo wody w Wiśle upłynęło, zanim producenci z Państwa Środka wykrzesali z siebie pokłady innowacyjności. Wśród innowatorów znalazł się też Huawei, choć oczywiście nie od razu.
Bolesne początki
W 2009 roku, czyli stosunkowo krótko po premierze systemu Android, na rynku pojawił się pierwszy smartfon tytułowego producenta – U8220. Wyglądał przy tym jak każdy inny telefon dotykowy w tamtym czasie. Dobrze jednak obrazuje początkowe zmagania wszystkich chętnych do zagarnięcia kawałka z przeogromnego tortu.
I choć o przesadnie dużym sukcesie raczej nie było mowy, Huawei się nie poddawało. Przez najbliższe lata producent dosłownie zalewał rynek kolejnymi propozycjami - zarówno klasycznymi telefonami z fizycznymi przyciskami, rozkładanymi klawiaturami, jak i oczywiście z ekranami dotykowymi – m.in. U8100, U9000 w latach 2010 oraz 2011, aż w końcu, w A.D. 2012, na rynku mobilnym zawitał pierwszy oficjalny flagowiec giganta z Shenzhen. Ascend P1 nie był przy tym nazbyt odważnym ruchem - wyglądem mocno inspirował się modelem Galaxy SII od Samsunga. Podobnie jak u konkurencji, w telefonie znalazł się wyświetlacz Super AMOLED 4,3” czy imponujący aparat 8 MP. Firma postanowiła jednak puścić oczko w stronę Koreańczyków, umieszczając nieco pojemniejszą baterię 1800 mAh (SII posiadał natomiast 1650 mAh).
Nazwa “Ascend” określała flagowce z serii P jeszcze przez kilka ładnych wiosen, a na jej porzucenie duży wpływ miała prawdopodobnie zapowiedź Ascend D quad, czyli telefonu przeznaczonego dla najbardziej wymagającego użytkownika. Jakiś czas później kolejne wariacje tego modelu trafiły do dobrze nam znanej serii Mate, niejako rywalizującej z Note’ami od Samsunga. Seria powstała w roku 2013, prezentując ogromny jak na tamten czas ekran 6,1” IPS LCD oraz baterię 4050 mAh. Trzeba przyznać, że takie podzespoły mogą imponowaćnawet dzisiaj, mimo że pod wieloma względami nie była to przesadnie rozsądna kompozycja.
Jeden, dwa... sześć?
Wracając do flagowców z serii P, w tym samym jeszcze roku Chińczycy nieco pogubili się z ich numeracją. Oto byliśmy bowiem świadkami premiery Ascend P2 oraz... P6. Pierwszy z modeli nawiązywał otwartą walkę z Galaxy SIII, jednak przez dość przestarzały chipset K3V2 musiał wywiesić białą flagę w przedbiegach. Warto przy tym wspomnieć, że kosztował niemal tyle samo, co mocniejszy od niego konkurent.
W przypadku modelu drugiego... cóż. O ile dzisiaj zabieg związany z niekonwencjonalnym numerowaniem moglibyśmy podpisać pod działania marketingowe, mające na celu zobrazowanie dużego przeskoku technologicznego(tak jak to miało miejsce z Windows 10 czy iPhonem X), tak w tym przypadku o wydajnościowej rewolucji mowy nie było. Telefon nie tylko posiadał mniej pojemną baterię od swojego poprzednika, ale też działał na tym samym chipsecie. Cóż - trudno spodziewać się rewolucji, kiedy producent próbuje dokonać tak błyskawicznej ekspansji. Czyżby sprzedażą rzekomo nowego modelu chciał podbudować mieszaną sprzedaż wcześniejszego wariantu?
Na szczęście rok 2014 przyniósł nam odświeżenie formuły. Ascend P7 miał na pokładzie uklad się Kirin 910T, oparty na wydajniejszej technologii 28nm. Warto jednak wspomnieć, że najlepsze podzespoły wciąż trafiały do serii Mate. Oznaczony numerem 7 model wprowadził chipset Kirin 925.
Nowy start
Wreszcie, w roku 2015, Huawei nie tylko zdecydował się na zrezygnowanie z członu “Ascend” w nazwie, ale też na zupełnie nowy design urządzenia. Świat wchodził bowiem w erę, w której wygląd stał na równi z dużą funkcjonalnością telefonu. Pod tym względem wciąż prym wiodło Apple, jednak odświeżenia doczekali się też fani serii Galaxy, której S6 Edge proponował unikalnie zaokrąglone ramki. Decyzja o odświeżeniu wyglądu w Huawei była zatem przesądzona. Mimo zmienionego nazewnictwa (od tej pory telefon nazywał się po prostu "P8"), w kwestii podzespołów rewolucji nie uświadczyliśmy - nieco większy ekran (5,2” zamiast 5,0”), nieco więcej RAM-u (3 GB zamiast dwóch) i niemal identyczna bateria.
Poszukującym nowego smartfona to jednak nie przeszkadzało. Chiński producent produkował w tym samym czasie wiele innych wariacji (Lite, Plus), jak i zupełnie inne telefony (jak Huawei Nexus 6P oparty na czystym Androidzie). Wkrótce zaowocowało to tym, iż Huawei oficjalnie stał się trzecim największym producentem smartfonów, zaraz za Samsungiem (#1) oraz Apple (#2).
Wraz ze wzmianką o modelu P9 powoli zbliżamy się do tego, co dobrze znane obecnie. Ze sławetnej “dziewiątki” wielu z Was korzysta przecież po dziś dzień. Była to naprawdę niezła propozycja Chińczyków, chociażby ze względu na solidny podwójny aparat. Huawei nawiązało bowiem współpracę z firmą Leica. Kombinacja ta wypadała całkiem nieźle, a całości dopełniało przednie oczko z matrycą 8 MP. Firma nie zamierzała też zrezygnować z produkowanych przez siebie chipsetów Kirin, którego ówczesna wersja 955 stanowiła rdzeń urządzenia. Na świecie rządziły wtedy z kolei Snapdragony i dla wielu fanów propozycji tytułowej firmy tak konserwatywne trzymanie się swojej własności intelektualnej nie do końca było zrozumiałe. Skoro jednak telefon działał, to nie było potrzeby dokonywania radykalnych zmian pod tym kątem.
Pomysł na siebie jest wszystkim
Na wydanego w 2017 roku flagowca P10 czekała zatem już spora rzesza fanów. Finalnie okazał się niezłym smartfonem, który przede wszystkim zachęcał dość niską ceną. Zawsze jest jednak “coś za coś” - o ile konkurencja coraz bardziej zwężała ramki czy wprowadzała nowe rozwiązania technologiczne, Huawei działał raczej ostrożnie. Jasne, niezły aparat zachęcał fotografów, jednak właściwą robotę robiło oprogramowanie. Swoją drogą, telefon otrzymał aktualizację aż Androida 9.0.
Sytuację P20, a szczególnie zupełnie nowej wersji Pro zapewne już dobrze pamiętacie. Choć na tle konkurencji telefon żadną rewolucją nie był (Kirin 970 zastosowano przecież w Mate 10 z 2017 roku), to pod względem wzornictwa firma Huawei wreszcie zdecydowała się na dokonanie dużych zmian. Zgodnie z obowiązującym trendem zwężono ramki, z tyłu zakrzywiono krawędzie oraz zastosowano szkło, walory przodu podkreślono zaś niewielkim notchem. Był to też ostatni flagowiec dużego producenta z fizycznym przyciskiem, w którym umieszczono czytnik linii papilarnych. Kilka miesięcy później znalazł się on już pod ekranem, wraz z premierą Mate 20 Pro.
Oprócz atrakcyjnego wzornictwa, Huawei postawiło na wzmocnienie aparatu. Opłaciło się - po dziś dzień jest to wzór mobilnej fotografii według speców z DxOMark. Potrójny, dość uniwersalny zestaw, z którego główne oczko robiło zdjęcia w rozdzielczości 40 MP, wykonuje naprawdę fenomenalne fotki. Do tego naprawiono zeszłoroczny minus, czyli wykonywanie zdjęć nocnych – te robione przez P20 Pro naprawdę miały się czym pochwalić.
I tak oto dochodzimy do teraźniejszości, czyli do premiery modeli P30 oraz P30 Pro. Ptaszki na niebie ćwierkają, że będzie to kolejny krok Huawei w dążeniu do pokonania Samsunga na smartfonowym polu. Oba telefony mają się między sobą mocno różnić pod względem designu. Jeśli wierzyć plotkom, wersja Pro otrzyma zaokrąglone krawędzie na wzór Mate 20 Pro. Ma też zniknąć fizyczny przycisk - czytnik linii papilarnych trafi pod ekran, dzięki czemu ramki ulegną zwężeniu.
Do momentu oficjalnej zapowiedzi obu telefonów to oczywiście jedynie gdybania, choć mocno uzasadnione. Oficjalna premiera urządzeń już jutro, 26 marca na konferencji w Paryżu. Tam nie tylko poznamy specyfikację techniczną czy zastosowane w urządzeniach aparaty, ale także ich cenę. Warto też zaznaczyć, że wraz z premierą P30 oraz P30 spadnie cena zeszłorocznych hitów Huawei – modeli P20 oraz Mate 20 Pro. Już teraz możecie sprawdzić ich ceny poniżej.
Huawei P20 Pro
Huawei Mate 20 Pro
Pamiętajcie również o premierze Samsunga Galaxy S10, czyli bezpośredniego konkurenta nadchodzących modeli P30:
Samsung Galaxy S10e
Samsung Galaxy S10
Samsung Galaxy S10+
Zobacz aktualne oferty najpopularniejszych smartfonów