Microsoft znów na samym szczycie. Sukces zmiany szefostwa czy porażka Apple?

    Kiedy Apple boryka się z małymi problemami, Microsoft spokojnymi działaniami wyprzedza swojego konkurenta w drodze na szczyt. Sytuacja oczywiście może się jeszcze zmienić, a jednocześnie obecna polityka firmy może przynieść jej wiele dobrego.

    Nie tak dawno temu i po raz pierwszy od wielu lat Microsoft wyprzedził Apple pod względem wartości kapitalizacji rynkowej – czyli, krótko mówiąc, stał się firmą wartą więcej. Gigant z Redmond zamknął piątek na giełdzie z 851,36 miliardami dolarów. Jabłuszko zaś zatrzymało giełdę z 847,4 miliarda na koncie, tym samym twórcy popularnego Windowsa wyprzedzili swojego odwiecznego rywala o niemal 4 miliardy dolarów. Wbrew pozorom wciąż nie jest to tak kolosalna różnica, zatem układ sił może wrócić do sytuacji sprzed piątku - wszak wystarczy niekorzystna informacja na rzecz niegdysiejszego dziecka Billa Gatesa i niewielki spadek wartości, aby Microsoft znowu był goniącym.

    Apple objęło prowadzenie w 2010 roku, po kilku latach ogromnych sukcesów pod rządami legendarnego Steve Jobsa. Rewolucyjne iPhone’y oraz późniejsze iPady nadały kierunek branży technologicznej, nie wspominając o innych produktach, takich jak MacBook, które to były wystarczająco inne, aby zdywersyfikować ofertę firmy na przesyconym rynku, a tym samym wprowadzić ją na absolutny szczyt.

    Microsoft swoje najświetniejsze lata datuje na pierwszą dekadę drugiego tysiąclecia. Wszechobecny system operacyjny Windows oraz oprogramowanie Office pomogły Billowi Gatesowi i spółce wspiąć się na wyżyny branży technologicznej. Firma agresywnie wchodziła na kolejne rynki, jednak wkrótce wdała się w konflikt z regulatorami w Stanach Zjednoczonych, dbających chociażby o zdrową konkurencję. Kiedy już udało się firmie rozwikłać te kłopoty, nadszedł bardzo długi okres stagnacji.

    Po pierwsze nie szkodzić

    Nieco goręcej zrobiło się tuż po starcie kolejnej dekady XXI wieku, jednak już u samych jej początków Microsoft pogrzebał się zarówno w kontrowersyjnych decyzjach, jak i opiniach dotychczasowego szefa firmy – Steve Ballmera. Jak dobrze pamiętamy, w 2011 roku gigant z Redmond nawiązał współpracę z Nokią, na mocy której miał odpowiadać za system operacyjny w telefonach legendarnego producenta. Była to oczywista odpowiedź na sukcesy firmy z Cupertino, tyle że wykonana pospiesznie i po kosztach. Windows Phone niestety był systemem bardzo zamkniętym, przez co zostawał w tyle za Androidem oraz iOS-em. Ba, w 2013 roku Microsoft nawet przejął biznes telefoniczny od Nokii. I zamknął go, nim zdążyliśmy się obejrzeć.

    To nie koniec porażek firmy w tamtym okresie. Warto również wspomnieć o fatalnej prezentacji Xboksa One z 2013 roku, która miała kolosalny, decyzyjny wręcz wpływ na układ sił w obecnej generacji konsol. Wedle pierwotnych doniesień, sprzęt wymagał przymusowej aktywacji każdej zakupionej gry, codziennego uruchamiania sprzętu oraz stałego połączenia z Kinectem, co w tamtym czasie rodziło niemałe obawy o inwigilację. Nawet jeśli na koszty utraconych korzyści włodarze Microsoftu ledwie machnęli ręką, to i tak była to kolosalna porażka wizerunkowa firmy. Porażka na tyle duża, że przypieczętowana już, dość znana łatka M$, tylko zyskała na znaczeniu, a jak łatwo zauważyć, żartobliwie ujęty skrótowiec wskazywał na firmę, której zależy jedynie na pieniądzach.

    W 2014 długo panujący Steve Ballmer ostatecznie opuścił zarząd, wciąż pozostając jednak jednym z głównych udziałowców. Na jego miejsce wskoczył Satya Nadella - który nie tylko nadał firmie nowego kierunku, lecz także naprawił błędy swoich poprzedników, unikając przy tym kolejnych kontrowersji jak ognia.

    Powoli i z głową

    Wspinanie się na szczyt to powolny proces. O ile Bill Gates kierował się założeniem agresywnej ekspansji (komputer stacjonarny z Windowsem na pokładzie ma być w każdym domu), o tyle Nadella powtarzał jak mantrę, że chodzi o maraton, a nie sprint, który w ostateczności owocuje jedynie spełnianiem chwilowych celów. Satya podjął pracę u podstaw na wielu frontach - zaczynając od wizerunkowej walki ze wspomnianą plakietką firmy nastawionej wyłącznie na zysk. W przeciwieństwie do Ballmera, Microsoft pod nowymi rządami oficjalnie wsparł oprogramowanie open-source, wliczając w to Linuxa. Rozmontował też nieudany biznes telefoniczny, odsprzedając go ponownie w ręce dawnych włodarzy Nokii, ale i podejmując się bardzo zyskownych inwestycji – takich jak kupno Mojangu w 2014 roku, czyli twórców kultowego już Minecrafta za niemałe 2,5 miliarda dolarów.

    Jednak jedną z najbardziej kluczowych decyzji prowadzących firmę do numeru jeden była niewątpliwie ta dotycząca rozwoju chmury. Rozwiązanie Azure nie wszystkim wyda się znajome i nic dziwnego – jest ono bowiem skierowane przede wszystkim do dużych przedsiębiorstw. Azure oferuje szereg narzędzi do przechowywania oraz przetwarzania ogromnych pokładów danych. Oczywiście na rynku usług oferujących tego typu funkcje nie brakuje. Sęk w tym, że, pochodząca od giganta z Redmond rozwijana była dosłownie przed wszystkimi, kiedy w ogóle na dobre zaistniała potrzeba korzystania z takich rozwiązań. Od 2015 roku firma może pochwalić się niemałymi przyrostami przychodów ze swojej usługi - aż o przeszło 76% co kwartał. Podobnie jest zresztą z niezwykle popularnym w licznych przedsiębiorstwach pakietem biurowym Office 365, a przecież nie jest to usługa w żaden sposób rewolucyjna – podobne rozwiązania udostępnia chociażby Google. W tym momencie dochodzimy do dość istotnej kwestii. Skupiając się mocniej na kliencie instytucjonalnym, Microsoft w dużym stopniu unika kontrowersji, konfliktu z regulatorami i jak najdalej odsuwa się od ryzyka wpływu niekorzystnych informacji na kurs giełdowych akcji.

    Walka o dobre zdanie

    W czołówce najdroższych przedsiębiorstw, obok giganta z Redmond, widnieje oczywiście wspomniane Apple, Alphabet Inc. (spółka w skład której wchodzi m.in. Google), Facebook czy Amazon. Spoglądając na poniższy wykres, można łatwo zauważyć, że Microsoft zalicza dużo mniej większych rynkowych wahań od swoich konkurentów. Amazon mocną pozycję z pewnością zawdzięcza podobnym usługom w chmurze, posiadając w zeszłym roku aż 51,8% udziałów w światowym rynku wirtualnej infrastruktury, ale na jego niekorzyść działają chociażby organizowane w zakładach pracy strajki, co z kolei ma przełożenie na spadek wartości akcji. Google oraz Facebook z kolei ciągle znajdują się pod ostrzałem ze względu na coraz głośniejszą kwestię prywatności oraz gromadzenia prywatnych danych – przez co inwestorzy niekiedy zwyczajnie boją się podjąć ryzyko, kiedy w każdej chwili może zostać ogłoszona zmiana prawna działająca na niekorzyść obu firm.

    Najgorzej na wykresie wygląda spadek wartości Apple. Firma zarządzana przez Tima Cooka bardzo mocno stawia na hardware, w szczególności na iPhone’y. Okazuje się jednak, że tegoroczne modele nie cieszą się aż tak dużą popularnością, jak poprzednie. Oczywiście nikt o tym głośno nie mówi, lecz mogą to sugerować obniżone prognozy sprzedaży dostawców części do jabłuszek - na co też adekwatnie zareagowali inwestorzy. Niedługo po tych rewelacjach akcje firmy spadły. Najpierw o 5%, a następnie o kolejny 1%. Marce na pewno nie pomoże też trwająca wojna handlowa Waszyngtonu z chińskimi władzami, przez które - jeśli wierzyć słowom Donalda Trumpa – ceny niektórych dóbr w Stanach Zjednoczonych, takich jak telefony Apple właśnie, mogą zostać podniesione.

    Microsoftowi daleko jest do takich problemów. Inwestycje w linię laptopów Surface oraz oczywiście Xboksa nie wyglądają, jakby były zagrożone przez polityczne starcia. Gigant z Redmond nie posiada też typowej platformy społecznościowej, zatem inwestorzy nie muszą obawiać się o kwestie prywatności. Co ciekawe, tego typu kontrowersje zaczynały dotykać też LinkedIna, jednak Satya Nadella – w swoim stylu zresztą - szybko te obawy uspokoił.

    Czy Apple ponownie przegoni Microsoft i znów stanie na technologicznym szczycie? Oczywiście, istnieje takie prawdopodobieństwo - zwłaszcza że nadchodzą interesujące czasy dla smartfonów i Apple na pewno weźmie udział w potyczce o jak największy kawałek tego tortu. Należy również pamiętać, że obie firmy cechują się inną polityką oraz innymi działaniami, choć nie ulega wątpliwości, że w naszych głowach zawsze będą one częścią niezwykle emocjonującej rywalizacji.