Coraz bliżej smartfonów bez ramek. Szkoda tylko, że jak na razie musimy zgadzać się na kompromisy
Wraz z pojawieniem się notcha w telefonach Apple, androidowy światek oszalał. Kiedy już całkowicie znikną ramki, zanikną też wizualne różnice pomiędzy poszczególnymi modelami. Mimo to chyba wszyscy chcielibyśmy to zobaczyć, jednak wcześniej będziemy musieli zgodzić się na ustępstwa.
Jeśli ktoś z Was przesiedział ostatni rok w kapsule kriogenicznej, a zaraz po wyjściu spojrzał na rynek smartfonów, może się zadziwić. Z jednej strony wydarzyło się całkiem sporo, z drugiej jednak producenci telefonów z Androidem dostali spore ułatwienie w upodabnianiu do iPhone’a. A może to po prostu samo Apple strzeliło sobie w stopę, rezygnując z charakterystycznego przycisku, stając się niejako smartfonem jakich wiele? Oczywiście diabeł tkwi w bebechach, ale tego przecież na pierwszy rzut oka nie widać. Pewne jest jedno – producenci zdecydowanie zaprzepaścili genialną okazję na wyprzedzenie Giganta z Cupertino, bo zamiast innowacji wybrali podążanie za pomysłami amerykańskiego rywala.
Sytuacja może się wkrótce jednak zmienić. Patrząc na rewelacje z ostatnich tygodni, spora część producentów androidowych słuchawek coraz bardziej ochoczo dąży do całkowitej bezramkowości. „Przecież wtedy telefony będą w ogóle nie do odróżnienia!” – zakrzyknie spora część z Was. Zresztą, sam byłem podobnego zdania. Wkrótce jednak spojrzałem na mnogość propozycji rozwiązań, które pozwolą producentom zbliżyć się do całkowitego pozbycia się ramek. I wiecie co? Jestem ciekawy. I zaniepokojony zarazem.
Wcięcie skończy żywot
Notch. Słowo, które przez ostatnich dwanaście miesięcy było źródłem licznych, skrajnych wręcz dyskusji na temat sensu jego istnienia, może w końcu na dobre zniknąć z ust wszystkich fanów technologii. Czy to dobrze, czy to źle – to już temat na inną dyskusję. O ile jednak Apple za sprawą kontrowersyjnego wcięcia u góry ekranu mogło pozwolić sobie na zaimplementowanie kapitalnego FaceID, o tyle producenci słuchawek z Androidem niejednokrotnie korzystali z tej opcji wyłącznie w celach estetycznych. No dobra, niech będzie – wcięcie przede wszystkim jest wyraźnym dowodem niedoskonałości dzisiejszych telefonów, ale dzięki niemu przynajmniej udało się zmaksymalizować powierzchnię wyświetlacza, wszak, nawet jeśli notch nie pozwalał na tak wierne rozpoznawanie twarzy, to w wydzielonej powierzchni można było chociaż schować aparaty oraz czujniki, oszczędzając dodatkowy procent przodu na rzecz wyświetlania obrazu. Problem w tym, że producenci zaczęli w końcu zjadać własny ogon. Dążąc do designu nadgryzionego jabłuszka, zapomnieli chyba, że ich problemem w końcu stanie się nie tyle samo Apple, ile inni producenci smartfonów z Androidem. I tak oto znaleźliśmy się tutaj – w momencie, w którym bez spoglądania na plecki często trudno jest zgadnąć, jaki smartfon właściwie trzymamy w rękach.
Wspominanie o tym może się wydawać zabawne w kontekście tego, co obecnie dzieje się w temacie słuchawek. A dzieje się przecież dużo, na czele z tytułowym dążeniem do całkowitego wyzbycia się jakichkolwiek detali na rogach ekranów – co z kolei może sprawić, że odróżnienie smartfonów od frontu będzie niezwykle utrudnione. Czy na tym powinno zależeć producentom? Zdecydowanie nie – dlatego dwoją się i troją, by odróżnić swój telefon od propozycji konkurenta.
Elastyczność to brak ograniczeń
Kilka dni temu, jak grom z jasnego nieba spadła na nas wieść o wyginającym się smartfonie od Royole. Czy coś Wam ta marka mówi? Bo mi osobiście nie – nastawiałem się raczej na zapowiedź Samsung Galaxy X w listopadzie, tymczasem chiński producent wyszedł przed szereg, prezentując swoją hybrydę smartfonu i tabletu. Oprócz tego, że całość widzę jako niezłe dziwadło, to widzę tu też potencjał do całkowitego zrezygnowania z ramek. Wyobraźcie sobie tylko – stuprocentowy wyświetlacz składający się w pół bez dodatku czarnego plastiku na krawędziach.
Wszystko to brzmi całkiem nieźle, a w dodatku nie tak odlegle – tyle że wciąż martwi mnie ulokowanie aparatu i pozostałych mechanizmów. We FlexPai sprzęt znajduje się w gigantycznej ramce na jednej z krawędzi sprzętu – co przy jego rozłożeniu paradoksalnie sprawia wrażenie zastosowania przestarzałego, staroświeckiego wręcz. Szkoda by było jednak zaprzepaścić możliwość całkowitej bezramkowości w elastycznych wyświetlaczach wyłącznie przez brak pomysłu na jego lokalizację.
Dwa nie znaczy lepiej
Zanim jednak producenci opanują technologię elastycznych wyświetlaczy w zadowalającym stopniu, zadowolić się musimy innymi rozwiązaniami. Te na szczęście dają nam w końcu konkretne odpowiedzi. Oczywiście pod warunkiem, że zgodzimy się na kompromisy. Weźmy na warsztat Nubię X, która to miała w tym tygodniu swoją premierę na rynku chińskim. Chińczycy całkowicie zrezygnowali z przedniego aparatu, co pozwoliło na zajęcie przez wyświetlacz nieco ponad 93% przedniej powierzchni telefonu. Z tyłu zaś… umieszczono drugi wyświetlacz o niemal identycznych funkcjach. Po co? Ano chociażby po to, by móc zrobić sobie selfie za pomocą głównego oczka. Brzmi i wygląda to całkiem efektownie, ale po dłuższym zastanowieniu wychodzą na jaw potencjalne problemy takiego zastosowania.
Dodatkowy wyświetlacz to dodatkowy koszt, który w ostateczności ponosi klient. To też dodatkowe zużycie baterii. Jasne, nie trzeba przecież z niego korzystać przez cały czas, ale skoro już jest, to głupio by było używać go jedynie do robienia zdjęć – brzmi jak totalne zmarnowanie potencjału. Tymczasem na ten moment nie widzę tu innej przydatności, chyba że ktoś jest tak szalony, by korzystać z obu wyświetlaczy zamiennie.
Podobne, lecz nieco bardziej minimalistyczne rozwiązanie spotkaliśmy zresztą już wcześniej, w Meizu Pro 7. Mały, wcale niebrzydki ekran umieszczony pod głównym aparatem służył przede wszystkim do selfiaków – i producent wcale się z tym nie krył. Szkoda jednak, że w tamtym czasie nikt nie wpadł na pomysł zrezygnowania z przedniego aparatu, a wraz z nim na całkowite zajęcie przedniej powierzchni przez główny wyświetlacz. Kto wie, może dziś mówilibyśmy o innej sytuacji rynkowej. Gdyby sam smartfon okazał się lepszym produktem jako całość, oczywiście.
Rozsuwany znaczy problematyczny
Wiele wskazuje na to, iż w dążeniu do maksymalizacji powierzchni wyświetlacza producenci stawiać będą na rozsuwany moduł aparatu. Rzecz zaczyna pojawiać się w coraz większej liczbie słuchawek, takich jak Honor Magic 2, Xiaomi Mi Mix 3 i z reguły działa podobnie – ot, w rozsuwanej ręcznie konstrukcji umieszczono zarówno aparat, jak i głośnik – czyli to, co do tej pory blokowało omawianą możliwość. To trochę zabawne, że wracamy do prehistorycznychczasów Nokii N95.
Trzeba przyznać, że takie rozwiązanie jest zarówno proste, jak i przystępne dla producentów, którzy zechcą wkroczyć do wyścigu o całkowicie bezramkowy smartfon. Pytanie tylko, co na to klienci. Wyobraźcie sobie, że aby odblokować smartfon twarzą musicie każdorazowo tę klapkę rozsuwać. Brzmi irytująco, nieprawdaż? A nawet jeśli postawimy na skaner linii papilarnych, kiedyś z tej klapki będziemy musieli w końcu skorzystać. Pal go sześć, jeśli w celu zadzwonienia – większość z nas przecież pamięta te czasy. Jednak maniakom Snapchata czy po prostu fanom szeroko pojętych selfie ogółem może być po prostu ciężko przyzwyczaić się do typowo mechanicznego rozwiązania.
Dlatego nie wydaje mi się, by Apple – które od lat stawia na jak najbardziej minimalistyczne rozwiązania – zdecydowało się na coś takiego. Ba, jestem nawet zdania, iż Gigant z Cupertino raczej trzymać się będzie swojego notcha, bo na ten moment jest jedynym znakiem rozpoznawczym telefonu po zrezygnowaniu z przycisku. Choć w zasadzie trudno mówić o jakiejkolwiek rozpoznawalności, kiedy cały androidowy rynek zalany jest podobnymi rozwiązaniami.
Co ciekawe, istnieje możliwość, że rozwiązanie powyższych problemów ma w rękach Samsung. Jakiś czas temu wyciekło zdjęcie z prezentacji przeznaczonej dla klientów korporacyjnych, na której koreański producent rzekomo chwalił się nową, być może rewolucyjną technologią. Wszystko miałoby się rozbić o UPS (Under Panel Sensor – czujniki umieszczone pod panelem dotykowym). Obowiązkowe przednie sensory, czytnik linii papilarnych, a nawet głośnik – to wszystko udałoby się schować w ramach tego rozwiązania. Oczywiście wciąż pozostaje problem aparatu i mocno połączonej z nim funkcji rozpoznawania twarzy, ale jak się okazuje, sprawę załatwiłyby czujniki podczerwieni. Natomiast do robienia zdjęć wystarczyłoby rozwiązanie zastosowane chociażby w Vivo Nex. Niezbyt efektowne, ale coś za coś. Pamiętajmy jednak, iż są to jedynie plotki – i powinniśmy podchodzić do nich z dystansem, nawet kiedy DJ Koh z Samsunga zapowiedział duże zmiany we wzornictwie wraz z premierą Galaxy S10.
Wyścig cyferek
Nawet jeśli producenci telefonów zdecydują się w końcu na jeden konkretny kierunek w działaniu, obawiam się jeszcze jednej kwestii. Mianowicie – małej marketingowej wojenki na cyferki, czyli o to, kto wyświetlaczem zajmie 93,9% przedniej części słuchawki, a kto o jedną dziesiątą więcej. Marketing może wszak odwrócić uwagę od tego, co najważniejsze – od technologicznych nowości właśnie. Trzeba jednak przyznać, że niezależnie od tego, co zobaczymy w najbliższej przyszłości na półkach sklepowych, trzeba się cieszyć tak różnorodnymi propozycjami oraz idącą za tym zaognioną konkurencją. Pytanie tylko, czy w ogóle nadejdzie kiedyś moment, w którym nie będzie trzeba mówić o żadnych kompromisach.