Po co nam Huawei Mate 20 X?
Huawei zrobiło niemałą niespodziankę podczas swojej ostatniej konferencji. Wiadomo było, że pokazane zostaną najnowsze flagowce, czyli Mate 20 oraz Mate 20 Pro. Swego rodzaju szokiem był jednak Huawei Mate 20 X, o którym nie mówiło się wcześniej. Potężny smartfon z dodatkami czysto dla graczy. Czy ma to jeszcze sens?
Na początek słowo o specyfikacji. Huawei Mate 20 X ma ogromny wręcz wyświetlacz o przekątnej 7,2 cala. Do tego telefon jest bezramkowy, więc można go nazwać tzw. phabletem, czyli skrzyżowaniem smartfonu i tabletu. W środku siedzą generalnie podobne podzespoły, co w Mate 20 i 20 Pro, czyli procesor Kirin 980, 6-8 GB pamięci RAM, 128 GB przestrzeni dyskowej, potrójny aparat główny (16+12+8 Mpix) oraz kamerka do selfie 24 Mpix. Telefon zasilany jest też ogromnym akumulatorem o pojemności 5000 mAh. Na koniec zostaje fantazyjna nakładka na telefon, która ma krzyżak i gałkę analogową, co jednoznacznie sugeruje przeznaczenie Mate 20 X – będzie to telefon dla graczy. Robi wrażenie, prawda?
No i dwie najzabawniejsze rzeczy na koniec. Telefon ten kosztować ma bowiem 899 euro, czyli ok. 5 tys. złotych. To pierwsza sprawa. Druga – Huawei Mate 20 X według zapowiedzi firmy ma być bezpośrednią konkurencją dla... Nintendo Switch. Chiński producent dość szeroko rozwiódł się nad tym, jak to ich telefon jest lepszy od Switcha. Oczywiście równie dobrze można powiedzieć, że dwuletni iPhone jest lepszy od Switcha (bo jest). Pozostaje więc pytanie – dlaczego w zasadzie pojawiło się to porównanie i czy faktycznie potrzebujemy kolejnego smartfonu dla graczy?
Przede wszystkim zestawienie Mate 20 X i Nintendo Switch, jakkolwiek kuriozalne by się nie wydawało, było sprytnym posunięciem od strony marketingowej. Wszyscy bowiem pisali o porównaniu właśnie tych dwóch produktów, wspominały o tym także media skierowane wyłącznie dla graczy. Innymi słowy Huawei niewielkim wysiłkiem zdołało zapewnić sobie bardzo szeroką zasięgowo darmową reklamę. A w sumie o to chodziło.
Druga rzecz to oczywiście kwestia ceny. Telefon będzie kosztować prawie pięć tysięcy złotych. Switch obecnie plasuje się w okolicach 1,5 tys. złotych. Oczywiście konsola ma znacznie słabsze podzespoły, nie tak dobry wyświetlacz i tak dalej. Ale to sprzęt hybrydowy to po pierwsze. Zagramy weń i w trybie handheld i podłączymy do telewizora. Z telefonem się tak nie da. Po drugie, pozostaje kwestia tzw. słonia w pokoju. Nintendo ma już na karku kilkadziesiąt lat praktyki w sektorze gier, ogromną bibliotekę produkcji i cały czas powstające kolejne Zeldy, Mario i inne flagowe gierki spod znaku N. Co więcej, Switch jest dużym wydarzeniem także ze względu na to, jak wiele gier tzw. third party, czyli zewnętrznych twórców ukazało się na tę platformę. Jasne, nie zawsze wyglądają tak dobrze jak na innych konsolach czy komputerach osobistych, ale dla wielu osób to pierwsze zetknięcie się z np. Doomem czy Skyrimem. I faktycznie gry te sprzedawały się jak świeże bułeczki.
Co zaś do zaoferowania ma Mate 20 X? Gierki na Androida. I to w zasadzie tyle. Wydajemy więc – bez mała – prawie pięć tysięcy złotych na telefon, który odpali z grubsza te same gry, co mój Xiaomi Mi A1. Oczywiście Sklep Play zarzucony jest różnorakimi produkcjami, ale nikt ich nie traktuje zbyt poważnie, bo to platforma toczona milionami chińskich i koreańskich gierek free to play, w których mamy tony mikrotranskacji i wydajemy realne pieniądze na jakieś kolorowe kwadraciki. Owszem, pojawiły się już na telefonach takie niezwykle popularne produkcje jak Fortnite, World of Tanks czy PUBG, ale nadal nie jest to ta skala katalogu produktowego, co w przypadku Nintendo.
Pozostaje jeszcze jedna rzecz, o której wspominam tu niejako pośrednio, a jeszcze się za nią nie zabrałem. Cena. Switch kosztuje 1,5 tys. złotych. Nie najgorszy telewizor, jeśli chcemy podłączyć podeń konsolę – powiedzmy, że tysiąc złotych. W efekcie wydajemy 2,5 tys. złotych na sprzęt i zostaje nam kolejne 2,5 tys. na gry czy chociażby kolejną konsolę, np. PlayStation 4. A nawet jak i ją kupimy, to zostanie nam jeszcze na Xboksa One. Albo na kilka premierowych, drogich gier AAA. I to wszystko przy założeniu, że np. jesteśmy zapalonymi graczami i spędzamy przed komputerem czy konsolą codziennie kilka godzin (tak jak ja, ale ja jestem także dziennikarzem growym). Zwykły człowiek kupuje konsolę do gier po to, by raz na jakiś czas zrobić sobie wolny wieczór z dzieckiem czy partnerką i pograć w jakąś gierkę typu party game. Albo coś lekkiego, niezobowiązującego, a jednocześnie na tyle ładnego, że przyciąga takiego właśnie zwykłego konsumenta. Żadnego z tych typów gier nie znajdziemy na Androidzie. Na Androidzie to możemy – poza wymienionymi wcześniej – poklikać co najwyżej w rzeczy pokroju Idle Heroes.
Czy więc Huawei Mate 20 X ma sens? Nie bardzo i powraca tu mój argument z poprzedniego tekstu o smartfonach dla graczy. Wysunąłem tam tezę, że jest nieco za wcześnie. I nadal tak uważam. Bo choć pojawia się coraz więcej sprzętów, nie zmienia to faktu, że wypadałoby najpierw mieć konkretny katalog produktowy, zapełnić platformę ciekawymi grami, a dopiero potem sprzedawać sprzęty, które są równowartością trzech innych konsol, a różnią się od nich tym, że można z nich zadzwonić i wysłać SMS-a. Nie tędy droga.
Poniżej zaś możecie sprawdzić ceny smartfonów, które aktualnie najlepiej nadają się do grania i które można kupić w renomowanych polskich sklepach.